piątek, 26 kwietnia 2013

114. Recenzja Żelu peelingującego pod prysznic z algami morskimi Joanna Naturia body i nowa współpraca.

Witajcie!
Dzisiaj już formalnie rozpoczęłam wakacje, ostatnie świadectwo w życiu odebrane :) Pogoda jest piękna, mam nadzieję, że jutro nie będzie gorzej, bo zapowiada się kolejne, trzydniowe hostessowanie, więc znowu mnie tu może trochę nie być, ale jak już pisałam, po maturach wracam ze zdwojoną siłą, obiecuję! Dzisiaj mam dla Was kolejną recenzję, zapraszam :)

Żel peelingujący pod prysznic z algami morskimi Joanna Naturia body.

Co mówi producent? Żel peelingujący pod prysznic Naturia body o świeżym zapachu pozwala odprężyć i oczyścić ciało. Specjalnie opracowana receptura zawiera drobinki złuszczające martwe komórki naskórka i pozostawia skórę oczyszczoną, odświeżoną i miłą w dotyku. Naturalny ekstrakt z alg morskich działa nawilżająco i pielęgnująco.

Sposób użycia: Niewielką ilość żelu peelingującego nanieść na zwilżoną skórę. Delikatnie masować do pojawienia się piany, a następnie spłukać. Dla uczucia wyjątkowo wygładzonej skóry używać codziennie. 

Opakowanie: Plastikowa butelka, przezroczysta więc kontrolujemy ubytek produktu, zamykana na zatrzask,  co ułatwia używanie żelu pod prysznicem, sam dozownik byłby w porządku, gdyby nie konsystencja żelu, przez co nieraz wylewa się go zbyt duża ilość. W środku 300ml produktu.

Konsystencja: Tutaj się niestety zawiodłam, bo żel jest dla mnie strasznie rzadki, przez co traci na wydajności i często wylewam go zbyt dużo, lub spływa z ręki. Rozprowadzanie na skórze ręką, bez gąbki do najłatwiejszych nie należy. W żelu zatopione są delikatne drobinki (te ciemne, oraz drugie - przezroczyste), które przyjemnie masują skórę.

Zapach: I tutaj miłe zaskoczenie, jest bardzo orzeźwiający, ładny, przez co żel świetnie pobudza, lubię go użyć po wysiłku fizycznym.

Skład: 

Działanie: Żel na pewno dobrze myje i oczyszcza skórę, przy tym dając przyjemne orzeźwienie, delikatnie się pieni i nie wysusza skóry. Nie jest to mocny, prawdziwy peeling, drobinki są jedynie przyjemnie masującym, lekko złuszczającym dodatkiem, do codziennego stosowania bez podrażnień. 

Cena: ok. 5-7zł / 300ml

Dostępność: Stacjonarne drogerie Sekret Urody, tutaj możecie wyszukać najbliższą Wam >>KLIK<<

Ogólna ocena: 5/6
Nie mam mu zupełnie nic do zarzucenia poza tą konsystencją, która mnie nie przekonuje, chociaż powiem Wam szczerze, że z chęcią sprawdziłabym wersję arbuzową :) Przyjemne odświeżenie, delikatne złuszczanie to naprawdę przyjemne dodatki do zwykłego prysznica.

Produkt dostałam w ramach współpracy z drogerią Sekret Urody,
co nie miało wpływu na moją ocenę.


W dzisiejszej notce chciałam Wam pokazać jeszcze nową współpracę, 
którą nawiązałam z drogerią internetową DolinaKremowa
Do testów otrzymałam Nawilżający scrub-masaż pod prysznic Eveline slim extreme 3D,
niebawem mam zamiar wrócić do masażu bańkami chińskimi i mam nadzieję, że scrub wzmocni ich działanie :) Także spodziewajcie się niebawem recenzji!

wtorek, 23 kwietnia 2013

113. Recenzja Maski do włosów Dabur Vatika Virgin Olive.

Witajcie!
W zasadzie to już rozpoczęłam wakacje :) W piątek  zakończenie roku, no ale nie ukrywajmy, nikt u mnie w klasie nie fatyguje się już do szkoły, w końcu jest po klasyfikacji, została tylko matura i można odpoczywać, najdłuższe wakacje w życiu, brzmi dobrze, nawet bardzo :D Ostatni weekend spędzony z moim M. w Zamościu, uwielbiam tam jeździć, totalna odskocznia od codzienności, teraz skupiam się na jakiś powtórkach, uświadomiłam sobie, że niektóre lektury jakby mnie ominęły, haha :) I przez to wszystko mam dla Was troszkę mniej czasu, ale obiecuję, że gdy już minie to całe zamieszanie przedmaturalne wrócę ze zdwojoną siłą :D Na dzisiaj mam dla Was obiecywaną już kiedyś recenzję.

Maska do włosów Dabur Vatika Virgin Olive.

Co mówi producent? Jest to odżywka przeznaczona do włosów przesuszonych, matowych, bez życia i blasku. Odżywka nadaje efekt gęstości włosów.
Wzmacniająca odżywka z wyciągiem z henny głęboko odżywia włosy, odbudowuje ich zniszczoną strukturę i je pogrubia, a także nadaje im lustrzany blask, doskonale wzmacnia cebulki włosowe i powstrzymuje wypadanie włosów przez co staja się silniejsze i rosną zdrowsze (odzywka nie barwi włosów).

Odżywka regeneruje i odżywia nie tylko włosy ale i skórę głowy oraz wzmacnia cebulki włosowe. Efekt nawilżenia i wygładzenia jest widoczny na całej długości włosów. Już podczas pierwszej aplikacji odżywka głęboko wnika we włosy, nadając im wyczuwalną i niepowtarzalną. jedwabistą miękkość. Odzywka redukuje ilość kosztownych zabiegów regenerujących w salonach fryzjerskich.


Sposób użycia: Po umyciu nałożyć na włosy na 15 minut i zawinąć w ciepły ręcznik, po upływie 15 minut zmyć.

Opakowanie: Plastikowy, odkręcany słoiczek, chyba opakowania tego typu przy maskach lubię najbardziej - łatwo nabieramy odpowiednią ilość, możemy wybrać maskę do końca no i ubytek kontrolujemy na bieżąco :) Do tego zabezpieczona pazłotkiem, mamy pewność, że nikt przed nami do maski nie zaglądał. W środku 500g produktu.

Konsystencja: Dosyć zbita, budyniowata, dobrze się rozprowadza na włosach i nie spływa z nich, ani z dłoni przy nabieraniu, dla mnie na plus. Wydajna!

Zapach: Dla mnie niestety jest dosyć chemiczny, ani trochę nie przypomina zapachu oliwek (z jednej strony może to i lepiej), a bardzo intensywny płyn do płukania tkanin czy proszek do prania, długo utrzymuje się na włosach. Z początku nie przeszkadzał tak bardzo, jednak pod koniec opakowania zapach zrobił się dosyć uciążliwy, jest tak intensywny, że w dużej mierze maskuje przykry zapach spiruliny po dodaniu do maski.
TO KWESTIA INDYWIDUALNA! Ja nawet znalazłam jego zwolenniczki! :)

Skład:

Działanie: Maskę stosowałam zazwyczaj po myciu, na lekko osuszone ręcznikiem włosy nakładałam solidną porcję produktu, na to folia, ciepły ręcznik i po 30 min spłukiwałam. Maska dawała przyjemny efekt nieco gładszych i bardziej zdyscyplinowanych włosów, nawilżała je, ale nie był to jakiś efekt wow, ot delikatna poprawa przesuszenia. Nie obciążała moich włosów. Do tego odkryłam jej świetne zastosowanie - idealnie nadaje się do wzbogacania, kilka kropel chociażby aptecznej gliceryny a efekt nawilżenia już zdecydowanie lepszy, próbowałam także ze spiruliną, pudrem amla - efekt bardzo podobny, dobrze nawilżone, mięciutkie, nieraz wręcz mięsiste włosy :)

Cena: 26-29zł (obecnie promocja!)

Dostępność: www.indiaonline.pl

Ogólna ocena: 4-/6
Podsumowując, maska solo to taki przeciętniak, o nieco uciążliwym zapachu, efekt nawilżenie nie powalał, ale włosy były przyjemne w dotyku i nie obciążone (moje mają do tego tendencję), natomiast świetnie sprawdziła się jako baza do wszelkich ulepszaczy, co podniosło troszkę jej końcową notę. Cena wydaje się być jednak troszkę zbyt wygórowana. Reasumując przy włosach mniej wymagających okej, ja się nie zrażam i z chęcią spróbowałabym innych wariantów masek Vatika.

Produkt dostałam w ramach współpracy ze sklepem IndiaOnline,
co nie miało wpływu na moją ocenę.
Przy okazji chciałabym Was zaprosić do tego sklepu (już zupełnie od siebie), jestem pod wrażeniem asortymentu i wyboru, ogromna ilość nie tylko olejów, ale także masek, szamponów, balsamów, peelingów, itp! Do tego podejście do klienta jest naprawdę na wysokim poziomie, jest co chwalić i w czym wybierać!

Na koniec jeszcze mała ciekawostka odnośnie maski, żeby nie sugerować się tak mocno moimi słowami, jest wiele osób, które uważają ją za prawdziwe cudo, >>TUTAJ<< możecie poczytać, dużo zależy od naszych włosów, jak widać moje okazały się bardziej wymagające.

Zmykam poprzeglądać Wasze nowości!  
Pozdrawiam :*

środa, 17 kwietnia 2013

112. Recenzja Szamponu Żurawinowego zwiększającego objętość z kompleksem witamin BARWA.


Hej kochane!
Co u Was słychać? U mnie w końcu trochę luzu, w końcu oceny wystawione, jeszcze tydzień i koniec roku :D Matura i mam nadzieję z górki! W końcu znalazłam czas, żeby poświęcić trochę uwagi włosom, bo przyznaję się bez bicia, że w tym miesiącu trochę je zaniedbałam, tak więc siedzę sobie z olejem na głowie i piszę dla Was recenzję :)

Szampon Żurawinowy zwiększający objętość z kompleksem witamin BARWA.

Co mówi producent? Krystalicznie czysty szampon z ekstraktem z żurawiny przeznaczony jest do pielęgnacji włosów przetłuszczających się, które straciły swą objętość. Siła żurawiny dokładnie oczyszcza włosy i skórę głowy, a dzięki zawartości kompleksu witamin końcówki włosów są zabezpieczone przed przesuszeniem. Szampon nie zawiera silikonów obciążających włosy. Regularne stosowanie sprawia, że włosy odzyskują swoją objętość, są puszyste, lśniące i łatwo się układają.

Sposób użycia: Na zmoczone włosy nanieść szampon. Delikatnie masować do wytworzenia piany. Dokładnie spłukać. W razie potrzeby czynność powtórzyć.

Opakowanie: Plastikowa butelka, przeźroczysta - widzimy ubytek produktu, zamykana na zatrzask, co ułatwia używanie szamponu pod prysznicem. Dozownik byłby odpowiedni, gdyby szampon miał gęstszą konsystencję, niestety zdarza się, że wylewa się go zbyt dużo, jednak jest to i tak lepsze rozwiązanie niż poprzednia, zwykła dziura w butelce. W środku 250ml produktu.

Konsystencja: No właśnie... Jak pisałam wyżej jest moim zdaniem zbyt rzadka, często na początku, kiedy jeszcze 'nie wyczułam' szamponu zdarzało mi się go wylewać za dużo, szampon spływał z rąk, lądując w wannie. Wpływa to niestety negatywnie na wydajność produktu, który bardzo szybko ubywa. Po spotkaniu z wodą wytwarza przyjemną piankę.

Zapach: Bardzo rześki, ładny, momentami przypomina żurawinę, innym razem soczyste jabłko. Niestety nie pozostaje długo na włosach.

Skład:

Działanie: Szampon stosowany solo niestety bardzo plącze włosy, są ciężkie do rozczesania, jednak ja używam go raz na tydzień do dokładnego oczyszczenia włosów i skalpu metodą OMO i w tym wypadku sprawdza się świetnie. Faktycznie dobrze oczyszcza włosy z zanieczyszczeń czy stylizatorów, dodaje im lekkiej objętości i lekkości, nieco odbija u nasady, nie obciąża, nie wysusza.

Cena: ok. 4zł / 250ml

Dostępność: Drogerie, sklepy, sklepy internetowe.


Ogólna ocena: 5/6
Raz na ileś do dobrego oczyszczenia zdecydowanie polecam, jednak koniecznie w duecie z odżywką, by nie zafundować sobie ciężkich do rozczesania splątanych strąków! 

Produkt dostałam w ramach współpracy z firmą BARWA
co nie miało wpływu na moją ocenę.

Pozdrawiam ciepło, idę przejrzeć Wasze newsy :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

111. O hostessowaniu słów kilka.

Witajcie!
Obiecałam Wam ostatnio post o hostessowaniu, więc dzisiaj przekazuję Wam moje subiektywne odczucia na ten temat w odpowiedzi na Wasze pytania :) Mam ostatnio niewiele czasu, wystawianie ocen, testy, szkoła, nauka, bla, blaaa, a ostatni weekend spędziłam z TŻ, a wyszło, że 2 letnie święto spędziliśmy na romantycznym leżeniu w łóżku, smarkaniu, kaszleniu i kichaniu :D Tak, tak, wspólna choroba nas dopadła!



Przy czym hostessowałam? Jak na razie przy jabłkach ekologicznych w Aldiku oraz kosmetykach Nivea w Rossmannie.

Gdzie szukać ofert? Są specjalne serwisy dla hostess, ale ja ogłoszenia znalazłam zupełnie przypadkiem na portalach z pracą, wysłałam CV bez doświadczenia w tym fachu i bez żadnych większych nadziei na odpowiedź, no ale co mi szkodziło spróbować, odpowiedzi dostałam już na następny dzień :)

Ile można zarobić? W zależności od firmy, miejsca promocji i tematyki, u mnie było to 12zł/h i 14zł/h, bez odliczania innych kosztów.

Jak z wypłatą wynagrodzenia? Przelewem, na konto bankowe :) Albo zaraz po promocji, albo zaraz przed końcem miesiąca rozliczeniowego.

Czy jest to męczące zajęcie? Powiem szczerze, że po 10h stania trochę zaczął boleć mnie kręgosłup, jednak nogi w porządku i nie doskwierało mi to tak bardzo, więcej męczących czynników fizycznych nie odnotowałam. A ból przechodził po przespanej nocy, czy też gorącym prysznicu.

Nie jest nudno? To zależy :) Pierwsze dwa dni stałam z dziewczyną, którą poznałam dzień wcześniej, także było o czym gadać i nawet jak nie było klientów miałyśmy co robić (do tego w rozmowę wklejał się ochroniarz, więc kompanów do gadania miałam przednich :D). Natomiast niedzielne hostessowanie mnie wynudziło totalnie, klientów niewiele do tego stałam sama i były chwile, że naprawdę nie było innego zajęcia oprócz stania lub dreptania z nogi na nogę. Poniedziałek już inaczej, bo mimo tego, że nie miałam towarzystwa było mnóstwo klientów i było kogo pozaczepiać :D

Jak pracodawcy i kierownicy? Nie wiem czy miałam na tyle szczęścia, ale spotkałam bardzo miłych ludzi, który pomimo tego, że w większości dużo starsi ode mnie traktowali mnie po koleżeńsku, także spokojnie, nikt się nade mną nie pastwił, przeciwnie :)

Czy trzeba coś konkretnego umieć? Gadać :D To niby wszystko, jednak czasami potrzeba konkretnej wiedzy na temat promowanych produktów (albo umiejętnego udawania posiadania wiedzy), jak u mnie przy ekologicznych jabłkach - dużo osób pytało o to skąd pochodzą, dlaczego są tak nazwane, i przez kogo sprawdzane? Czyli jak gdzie, po co i dlaczego kosztują aż 2,99zł za cztery jabłka :D 

Wygląd czy jest ważny? Szczerze mówiąc ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo w swoim CV mam jedno zdjęcie, a o szczegóły wyglądu nikt mnie nie pytał, ani nawet o wzrost, a to bardzo dobrze, bo obawiałam się, że moje 160cm może mnie skutecznie skreślić :) Na pewno trzeba wyglądać schludnie i higienicznie, bo w końcu promujemy markę i dane produkty, więc trzeba dobrze wyglądać, ale chyba większych atutów atrakcyjności posiadać nie trzeba haha :D

A jak ze strojami? Były jakieś specjalne? Tak, dostałam wyprane stroje dzień przed lub w dniu promocji, sukienkę i pelerynkę, a w Rossmannie koszulkę, wszystko wcześniej ustalane i w moim rozmiarze, oczywiście zwrot przy końcu promocji. Buty co najważniejsze miałam swoje i obowiązkowo na płaskiej podeszwie, więc bez obcasów - nogi się nie męczyły.

Czy miałam przerwy? Tak, w jednej firmie 5min na każdą godzinę, schodziłam co 3 godziny na 15 min, akurat zdążyłam się najeść, chwilkę przysiąść i przesłuchać 3 kawałki :) W Rossmannie na 6h promowania - jedna 15 minutówka, więc nieco mniej.

Jakieś konkretne złe strony? Nie wiem czy można to nazwać złą stroną, ale starsi ludzie w Rossmannie często nie rozumieją tego, że hostessa stoi tylko przy jednych produktach, jest pierwszy dzień w danym miejscu i naprawdę nie orientuje się gdzie są kremy do golenia czy zapachy do szafy, przez co często na głos potrafią wyrazić swoje (mylne!) zdanie, no ale przynajmniej miałam się z czego pośmiać od czasu do czasu :)

Podsumowując czy polecam? Komuś, kto nie ma większych problemów z kręgosłupem i nie jest mu straszne zaczepianie zupełnie obcych ludzi, a chce sobie dorobić jak najbardziej :) Zapewne ten weekend, który poświęciłam pracy spędziłabym przed telewizorem totalnie się nudząc ze względu na pogodę, a tak jestem 368zł do przodu i szykuję się na kolejną promocję :) Niebawem notka z nowościami zakupowymi!

A Wy macie jakieś doświadczenie w hostessowaniu? Jak je oceniacie?

środa, 10 kwietnia 2013

110. Recenzja gościnna Delikatnego kremu do twarzy z kolagenem BingoSpa.

Nie myślcie, że o Was zapomniałam! Od piątku do (jak się później okazało) poniedziałku hostessowałam i trochę mnie to pochłonęło, ale to już temat na oddzielną notkę, bo dużo z Was o to pyta jak wrażenia i tak dalej :). Nie wiem kiedy się znowu tu pojawię bo mam okropny zapier... nicz :D W czwartek partial test na angielskim, więc dzisiaj cały dzień w domu z pięknym podręcznikiem Ready For FCE, aggr. Do tego cały tydzień wyciąganie ocen na koniec roku. W piątek przyjeżdża mój M. i cały weekend jest nasz, 7 kwietnia minęło nam wspólne dwa lata, a ja w tym czasie pracowałam, więc wybaczcie mi, ale teraz chcę się nim troszkę nacieszyć :D

Na dzisiaj mam dla Was recenzję gościnną przygotowaną przez Kayah z bloga www.planetakayah.blogspot.com
Dziękuję Ci pięknie! :)

Delikatny krem do twarzy z kolagenem BingoSpa.
 

Co mówi producent? Kolagen BingoSpa to czysty niezhydrolizowany kolagen natywny z zachowaną trójspiralną strukturą helisową. Terapia kosmetyczna rozpuszczalnym kolagenem zawartym w kremie BingoSpa skutecznie powstrzymuje objawy procesu starzenia się skóry ludzkiej poprzez uzupełnienie w niej bilansu tej formy kolagenu. Główną funkcją rozpuszczalnego kolagenu jest jego działanie, jako wysoce skutecznego czynnika naturalnego dla zatrzymania i podniesienia zawartości wilgoci w skórze. Podwyższeniu ulega nie tylko wchłanialność wody przez skórę, lecz również jej elastyczność, zwłaszcza w okolicy okołooczodołowej.
W przypadku aplikowania kolagenu na suchą skórę kremu kolagenowego w ciągu 30-45 dni, elastyczność wzrasta o 0,23nm.
Delikatny krem z kolagenem BingoSpa przeznaczony jest do pielęgnacji skóry dojrzałej, zmęczonej lub przesuszonej nadmiernym działaniem czynników środowiskowych. Uzupełniając niedobór rozpuszczalnego kolagenu w skórze, krem BingoSpa działa regenerująco i wygładzająco, przywracając jej świeżość i właściwe nawilżenie.

Sposób użycia: nanieś krem na skórę, delikatnie wmasować do wchłonięcia. Do codzienne pielęgnacji.

Opakowanie: odkręcany plastikowy słoiczek nie był zabezpieczony sreberkiem. Z przodu jest etykieta, a z tyłu już prześwituje zawartość kremu. Łatwo ocenić, ile jeszcze nam zostało. W środku 100g produktu.


Konsystencja: lekka, ale zbita w opakowaniu. Dobrze się rozprowadza, szybko wchłania. Na chwilę pozostawia tłusty film na skórze. Potem to uczucie ustępuje. Jest dosyć wydajny, bo wystarczy niewielka ilość, a możemy nią wysmarować całą buzię i szyję.

Zapach: subtelny, słodki i miły dla noska.

Skład: Aqua, Glyceryl Stearate(and) Ceteareth 20 (and) Cetearyl Alcohol (and) Cetyl Palmitate, Isopropyl Mirystate,Paraffinum Liquidum, Cetyl Alcohol, Cyclopentasiloxane (and) Cyclohexasiloxane, Soluble Collagen,Hydrolized Algin, Tocopheryl Acetate, Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Isobutylparaben, Phenoyethanol, DMOM-Hydantion,Parfum.

Działanie: Kremu używam raz dziennie, na noc. Nie uczulił mnie, nie miałam żadnych podrażnień. Nie zapycha skóry. Skóra po nim jest miękka i zadbana. Rano nie miałam uczucia ściągania skóry, nie była sucha. Zregenerowana i świeża. Jednak zdecydowanie brakowało mi totalnego nawilżenia. Mam wrażenie, że lepiej by się sprawdził latem. Teraz bardziej treściwe i gęstsze kremy są mi potrzebne. Mimo tego zabezpieczył moją skórę przed widocznymi zmarszczkami.

Cena: 18zł / 100g

Dostępność: www.bingosklep.com

Podsumowanie: Krem jest dobry, ale wolę po niego sięgnąć w cieplejsze wieczory.
Jak większość z Was wie, mam magiczne 30+ i krem zawierający kolagen był świetnym kosmetykiem, który mogłam wypróbować. Myślę, że faktycznie ten krem jest delikatny, a swoją drogą w nazwie z kolagenem jakoś mi to nie współgra. Liczyłam, że będzie "mocniejszy".
Cieszyłam się bardzo, bowiem jest to pierwszy z tej firmy produkt jaki mam. Nigdy wcześniej nic nie stosowałam. Miałam jedynie możliwość czytania recenzji na Waszych blogach. Dziękuję bardzo :-) Pozdrawiam serdecznie. 

Dzisiaj znajdę jeszcze chwilkę, żeby do Was zajrzeć, bo nic nie wiem co tam się u Was dzieje! Niebawem planuję się pochwalić wymianowymi nowościami, więc wyczekujcie, bo trochę się tego nazbierało :D

czwartek, 4 kwietnia 2013

109. Recenzja Peelingu błotnego do twarzy kwasy owocowe BingoSpa.

Witajcie!
Ale jestem pozytywnie nastawiona :) Znowwwu! Udało mi się złapać kolejne zlecenie i tym sposobem będę hostessować jutro i sobotę przy jabłkach w Aldiku, a w niedzielę przy kosmetykach Nivea w Rossmannie :) Trochę szczęście w nieszczęściu, bo weekend miałam spędzić z M., w niedzielę minie nam 2 lata razem, ale odbijemy sobie w przyszły weekend, kiedy już będę miała trochę grosza w kieszeni :p 

Na dzisiaj znowu szybka recenzja - już chyba wszystkim dobrze znany produkt, ale ja jak to ja ze wszystkim muszę być ostatnia, wybaczcie :p

Peeling błotny do twarzy kwasy owocowe BingoSpa.

Co mówi producent? Delikatny, drobnoziarnisty peeling błotny do twarzy z kwasami owocowymi AHA. Zawiera 10% naturalnego błota z Morza Martwego, 2% mielonych pestek z oliwek i 50%-ow kwasy owocowe. 

Sposób użycia: Opuszkami palców rozprowadzić peeling na twarzy i szyi. Delikatnymi, kolistymi ruchami masować skórę, następnie spłukać wodą.

Opakowanie: Odkręcany, plastikowy słoiczek, może nie najbardziej higieniczne, ale moim zdaniem całkiem wygodne, sami dozujemy odpowiednią ilość produktu, mamy możliwość wybrania go do końca, a zakrętka jest szczelna - produkt nie wycieka. W środku 100g peelingu.

Konsystencja: Delikatna, trochę przypomina błotny mus, lekka, dosyć wodnista, ale nie spływa z twarzy podczas aplikacji, wygodne się rozprowadza. Zawiera czarne drobinki peelingujące, jednak nie należy do mocnych zdzieraków, nie zrobimy sobie nim krzywdy. Bardzo wydajny!

Zapach: Typowego błotnego kosmetyku, dla mnie jest neutralny i zupełnie mi nie przeszkadza, do tego nie zostaje na skórze po zabiegu. 

Skład:

Działanie: Największy plus kosmetyku! Moja mieszana cera bardzo się z nim polubiła, świetnie złuszcza suche skórki, skóra jest wyraźnie ładniejsza, jakby bardziej promienna, jej kolor ujednolicony, nie wysuszona, peeling nie wywołuje uczucia ściągnięcia, a do tego odniosłam wrażenie, że jakby przykre niespodzianki znikały mi szybciej z buzi! 

Cena: 12zł / 100g

Dostępność: www.bingosklep.com

Ogólna ocena: 6/6
Zdecydowanie najlepszy kosmetyk od Bingo, jaki dotychczas miałam! Cena w stosunku do jakości i wydajności śmieszna, zdecydowanie polecam!

Produkt dostałam w ramach współpracy z firmą BingoSpa,
co nie miało wpływu na moją ocenę. 


Przepraszam, że tak mnie ostatnio mało na Waszych blogach, ale to wszystko przez to zamieszanie z pracą i z ostatnim przyjazdem M., obiecuję poprawę! :)

środa, 3 kwietnia 2013

108. Recenzja Kremu do suchych stóp i pękających pięt MISS Barwa.

Hej!
Jestem przepełniona dobrą energią, uśmiechem i radością, mimo tego potwornego śniegu, który od rana nie ustaje! :D A to wszystko za sprawą wczorajszych odwiedzin TŻ (kurde, że też jeden człowiek tak potrafi pozytywnie nakręcić :D) oraz faktem, że złapałam całkiem nieźle płatną pracę na 2 dni, będę hostessować przez weekend :) Powiem Wam, że w ogóle nie liczyłam na jakikolwiek odzew, wysłałam wiadomość i jakieś na szybko machnięte CV i proszę bardzo :)
Na dzisiaj recenzja kremu, również trochę skrobnięta na szybko, ale lecę się trochę zapoznać z materiałem do tej pracy, jutro spotkanie organizacyjne.

Krem do suchych stóp i pękających pięt MISS Barwa.

Co mówi producent? Krem przeznaczony do codziennej pielęgnacji stóp i pięt. Zawarte w kremie witaminy (A, E, F, H, P, B6, prowitamina B5) głęboko odżywiają, regenerują i zmiękczają naskórek. Ekstrakt z lnu uelastycznia i wygładza skórę, d-pantenol łagodzi i koi podrażnienia. Regularne stosowanie zapobiega pękaniu skóry pięt, a stopy stają się miękkie i aksamitnie gładkie. Polecany także do szorstkiej skóry kolan i łokci.
Szczególnie polecany do suchej i szorstkiej skóry stóp ze skłonnością do pękających pięt.

Opakowanie: Miękka tubka z dozownikiem, który dozuje odpowiednią ilość produktu - nigdy nie nabrałam kremu za dużo. Plus za zakrętkę, która łatwo się otwiera i mimo tego jest szczelna, do tego umiejscowiona na spodzie, więc krem sam spływa w dół :) W środku 75ml kremu.

Konsystencja: Dosyć rzadka i lekka przez co krem dobrze się rozprowadza i szybko wchłania, ale niestety również traci na wydajności, trzeba go naprawdę sporo by krem przynosił efekty.

Zapach: Ciężko mi go określić, pachnie delikatnie i na pewno nie nachalnie, przyjemnie.

Skład:

Działanie: I tutaj miłe zaskoczenie - krem naprawdę dobrze nawilża i wygładza skórę stóp, smarując nim stopy wieczorem jeszcze rano są mięciutkie i miłe w dotyku. Nie mam problemu z pękającymi piętami, więc tutaj nie mogę się wypowiedzieć. 

Cena: ok. 5zł / 75ml

Dostępność: Drogerie, sklepy, sklepy internetowe.

Ogólna ocena: 5/6
Ocena w dół na naprawdę słabą wydajność, krem znikł w mgnieniu oka, reszta jest ogromnym plusem, świetne działanie, przyjemny zapach, wygodne opakowanie, jestem zadowolona i mile zaskoczona! 

Produkt dostałam w ramach współpracy z firmą BARWA
co nie miało wpływu na moją ocenę.

Jak pisałam, lecę trochę ogarnąć temat pracy i wracam do Was, nadrobić zaległości :)
Pozdrawiam!

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

107. Denko Marzec.

Witajcie!
Czujecie się najedzone? :D Ja nawet powiedziałabym, że nieco przejedzona, pyszne ciasta mnie pochłonęły totalnie :D Dzisiaj przychodzę do Was z denkiem z marca, chyba pierwszy raz w historii tego bloga tak 'terminowo' i bez spóźnień, zapraszam :)

Co zużyłam w marcu?

1. Żele pod prysznic ISANA Witaminy & Jogurt oraz Masło Shea i Owoc pasji.
Dobrze się pienią, pięknie pachną, nie są zbyt rzadkie no i cena promocyjna - 2,99zł, jak tu ich nie lubić? 
Czy kupię ponownie? Zdecydowanie tak.

2. Ziołowy żel do mycia twarzy Fitomed do cery tłustej.
Recenzowałam >>TUTAJ<<
Czy kupię ponownie? Bardzo chętnie!

1. Farba do włosów Joanna Naturia Palona Kawa.
Bardzo lubię farby Joanny, są tanie, długo się utrzymują na moich włosach i nawet wypłukując się nie pozostawiają tak widocznych rudych refleksów, których nienawidzę. Kolor po farbowaniu (przy którym nie tracę garści włosów!) nie jest czarny, a piękny, ciemny, głęboki i oczywiście zimny brąz :) >>TUTAJ<< możecie zobaczyć (zdjęcie po prawej).
Czy kupię ponownie? Jeszcze nie raz!

2. Jantar Odżywka do włosów i skóry głowy Farmona.
Mój faworyt jeżeli chodzi o wcierki :) Mimo tego, że czasami zdarzyło jej się obciążyć moje włosy i buteleczka nie jest najwygodniejsza lubię ją jak żadną inną! Przyśpiesza porost, odżywia i ogranicza wypadanie, no i ma ciekawy zapach.
Czy kupię ponownie? Oczywiście.

3. Maska Goldwell Rich Repair.
Recenzowałam >>TUTAJ<<
Czy kupię ponownie? Jak dorwę trochę gotówki bardzo możliwe.

1. Lakier do włosów Taft Cashmere Touch.
Mój ulubiony lakier, pięknie pachnie (mówię serio, nie śmierdzi jak większość lakierów!), dobrze utrwala no i jest bardzo wydajny (swoją drogą ja bardzo rzadko używam lakieru, no ale tak czy inaczej, wydajność ma dobrą).
Czy kupię ponownie? Tak.

2. Pianka do golenia do skóry wrażliwej ISANA. 
Byla w ostatnim denku jest i w tym, lubię ją za działanie, zapach, mogłaby być ciut bardziej wydajna, ale przy tej cenie nie ma co narzekać.
Czy kupię ponownie? Tak.

3. Dwie próbki Szamponu Eubiona Sensitive.
Niewiele mogę powiedzieć po jednym myciu włosów, na pewno dobrze je oczyścił, nie zafundował szopy i puchu, do tego bardzo przyjemny skład.
Czy kupię pełnowymiarowy produkt? Możliwe, zaciekawiły mnie te szampony.

1. Aloesowy krem do rąk Tabaiba.
Recenzowałam >>TUTAJ<<
Czy kupię ponownie? NIE! Nigdy więcej, cudem zmęczyłam to opakowanie!

2. Zmywacz z pompką BeBeauty z olejkiem kokosowym i gliceryną.
Całkiem przyjemny produkt, nie wysuszał moich paznokci, nie odbarwiał ich i nie miał bardzo intensywnego zapachu, do tego bardzo wygodna pompka.
Czy kupię ponownie? Możliwe.

3. Diamentowa Odżywka Eveline.
Już moja trzecia odżywka Eveline z kolei, moje paznokcie bardzo ją lubią i nie robi im krzywdy, wręcz przeciwnie jedynie wysusza skórki, dlatego robię sobie małą przerwę. Odżywkę albo się kocha, albo nienawidzi, zdecydowanie należę do pierwszej grupy :)
Czy kupię ponownie? Za jakiś czas z pewnością.

1. Trwały podkład matujący KOBO.
Niestety niezbyt się z nim polubiłam, był zbyt ciężki (w ogóle miał dziwną konsystencję), zdarzyło mu się zapychać, do tego nie należał do trwałych, co obiecywał producent, ciemniał na twarzy, a tego naprawdę nie lubię. Do tego bardzo niewygodne opakowanie.
Czy kupię ponownie? Nie.

2. Puder Rimmel Stay Matte.
Bardzo dobry puder, pozostawiał skórę matową na długo, był bardzo wydajny i do tego miał piękny, jaśniutki ocień!
Czy kupię ponownie? Tak.

Przy okazji porządków znalazłam jeszcze kilka kosmetyków, które lecą do śmieci, w większości totalne buble, które są dawno po terminie i zbierały tylko kurz na półkach, a dokładniej:
1. Dwufazowy olejek nawilżający do ciała Avon - bardzo nie lubię tego typu kosmetyków, uczucia tłustej skóry i tego, że olejek nie wchłania się do końca. Atomizer już dawno wyjęty, reszta leci do kosza.
2. Żel Spray Hard Garnier Fruictis - spojrzałam z ciekawości na datę, UWAGA... 23.09.2011r., masakra, nieużywany jeszcze dłużej, straszny bubel, który mocno zlepiał włosy. 
3. Lakier Safari nr 58 - piękny kolor, naprawdę go lubiłam, jak większość lakierów Quiz, niestety zgęstniał :< Będę szukać ponownie tego kolorku!
4. Jedwab do włosów Joanna - chyba jeden z pierwszych moich kosmetyków tego typu, niestety nie bardzo się z nim polubiłam, już dawno zleciał mu termin, więc kierunek kosz!
5. Baza pod cienie Virtual - przeterminowana, do tego tragiczna konsystencja, bubel!
6. Róż Avon True Color Russet - był całkiem przyjemnym, jednak po pierwszym upadku się posypał, ratowałam go jeszcze spirytusem, ale po kolejnym spotkaniu z podłogą szlag mnie trafił i dałam sobie spokój.

No to byłoby na tyle :) Śmigam teraz nadrobić zaległości u Was na blogu :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...