czwartek, 27 listopada 2014

121. Siłownia, fitness - czy warto?

Witajcie kochane! 
Mimo tego, że czasu w ciągu dnia mam mało, weekendowa praca, na co dzień uczelnia, to mam coraz więcej ochoty aby robić coś więcej, jakoś się rozwijać (stąd powrót do blogowania). Nawet jesienna aura mi tego nie utrudnia, stawiam dzielnie czoła nowym wyzwaniom :) Oczywiście, są dni, że mam ochotę siedzieć w domu z kubkiem gorącej herbaty i nigdzie się nie ruszać, ale staram się ograniczać je do minimum (chociaż pamiętajcie, odpoczynek należy się każdemu!).

Dzisiaj poruszę trochę temat zajęć fitness, siłowni.
Na wstępie zaznaczam, że nie jestem jakimś ekspertem w tej dziedzinie, fit blogerką,
nie podam Wam tu stu pomysłów na płaski brzuch, a podzielę się trochę swoimi spostrzeżeniami i może trochę Was przekonam, do ruchu.

Jak to było ze mną? Na początku listopada wykupiłam karnet,
w tamtym roku chodziłam już na tego typu zajęcia, zmieniło się jedynie miejsce. Pamiętam, że na początku trochę się obawiałam, wstydziłam? Sama nie wiem, ale słuchajcie, nie ma się czego bać :) W klubach jest zazwyczaj mnóstwo pomocnych ludzi, którzy wytłumaczą Wam jaki karnet wybrać, czy na czym polegają dane zajęcia. W większości klubów można sobie wykupić wejściówkę na jeden dzień, aby sprawdzić czy miejsce odpowiada naszym wymaganiom, no i czy obsługa, trenerzy spełniają swoją rolę ;).
Ja rzuciłam się trochę na głęboką wodę, wykupując z wejścia karnet open na siłownię i fitness.
I zdecydowanie NIE żałuję!
Dlaczego?


Po pierwsze: RÓŻNORODNOŚĆ ZAJĘĆ. Co prawda to zależne od miejsce, które odwiedzamy, ale ja trafiłam bardzo dobrze. Wybór jest ogromny i to my decydujemy, jakie z zajęć wybierzemy. Od zajęć typu płaski brzuch, sexy pupa, TBC, przez step, rytmiczną zumbę czy latino mix, aż po pilates i zdrowy kręgosłup. Każdy znajdzie coś dla siebie, w zależności od tego czy wolimy ruszać się w rytm muzyki, czy wolimy ćwiczenia siłowe, a może rozciągające? Dużo z tych zajęć podzielone jest na stopnie zaawansowania, np. na początku poduczamy się podstawowych kroków na stepie, potem w grupie zaawansowanej budujemy bardziej złożone układy. Dużym plusem jest też podział godzin - zajęcia rano, lub zajęcia wieczorem, chodzimy jak pozwala nam czas. 
Jednym słowem dla każdego coś dobrego! Ja nie lubię nudy, dlatego wybieram przeróżne zajęcia, zawsze poznaję coś nowego. 

Po drugie: OBECNOŚĆ INSTRUKTORÓW. Serio, to naprawdę wiele daje. Gdy ćwicząc masz przed sobą motywatora (czasem bardzo przystojnego :D), który mówi Ci "dasz radę" lub "wytrzymaj to już końcówka". To zupełnie inny kontakt niż Pani, która mówi do nas z telewizora :) Co więcej, czasami masz go nie tylko przed sobą, a nad własną głową - poprawi Twoją postawę, wytłumaczy jak wykonywać ćwiczenie i skoryguje błędy. Ćwiczyłam w życiu wiele dywanówek i trochę mi tego brakowało, takiego bezpośredniego spojrzenia na to co robię i czy robię to dobrze, w końcu czasem można sobie zrobić więcej krzywdy niż pożytku. Na sali zawsze jesteśmy pod czyimś czujnym okiem, zawsze możemy zapytać o radę.

Po trzecie: ODSTRESOWANIE. To chyba trzeba sprawdzić na własnej skórze, bo żadne gadanie o endorfinach tego nie odda. Kiedy wracasz z uczelni po dniu pełnym stresu czy niepowodzeń, kiedy zupełnie nie masz na nic ochoty, kiedy dzieje się coś od czego chcesz oderwać swoje myśli choć na chwilę, idź na fitness/siłownię.
Na mnie działa jak najlepszy lek. Potrafię się tak skupić na ćwiczeniu jakie wykonuję, tak zająć swoją głowę tym co się dzieje tu i teraz, że naprawdę nie mam czasu na myślenie o czym innym.
Poza tym często ćwiczenia przynoszą masę śmiechu, prowadzący "robią robotę", lepszy humor gwarantowany, a i zadowolenie z siebie rośnie - w końcu godzina wysiłku za nami.
Chociaż może dziwnie to brzmi, ale wysiłek fizyczny to czasem świetny odpoczynek.

Po czwarte: PRACA W GRUPIE, czyli mały motywator. Tego też brakowało mi przy dywanówkach, kilku osób obok, na które patrzę, kiedy już totalnie nie mam siły i chcę się poddać. Myślę sobie zaraz, zaraz, inni dają radę - ja też dam. Wiadomo, że początki są trudne, kondycja się dopiero zaczyna wyrabiać, gdy odpuścimy na chwilę nic się nie stanie, nikt na nas nie będzie krzyczał i nikt się nie będzie śmiał. Mimo tego, zawsze z tyłu głowy mam to, że cholera mam 20 lat i odpadam, a babeczka, na oko 40 lat ćwiczy bez przerwy. Obecność innych motywuje niesamowicie (a przynajmniej we mnie siedzi coś takiego, że nie chcę być gorsza :D).

Po piąte: EFEKTY. Celowo na sam koniec. KAŻDE ćwiczenie, wysiłek daje jakieś efekty, nie tylko w postaci dobrego nastroju, wyluzowania - mówię o spalaniu kalorii czy rzeźbieniu swojego ciała. Nie ukrywam, że efekty to chyba główny powód, dla którego zapisałam się do klubu, ale wpływ na to, że pokochałam taką formę zajęć miały wpływ poprzednie czynniki ;) Gdy lecą centymetry, cellulit się zmniejsza, a kondycja robi się coraz lepsza i stać mnie na więcej - mam jeszcze większą ochotę, werwę do pracy!



Czym kierowałam się przy wyborze klubu?
  1. Ofertą, czyli ilością zajęć - przekonał mnie rozkład na zajęcia poranne i wieczorne;
  2. Lokalizacją - trafiłam bardzo dobrze, bo klub jest na trasie z mojego domu na uczelnię czy też do pracy, zawsze mogę wziąć prysznic po zajęciach,
    lekko się pomalować i iść prosto do pracy.
  3. Wyposażeniem - nie lubię się z kimś "bić" o wolną bieżnię czy orbitrek :D
  4. Brakiem umowy - nie jestem do niczego zobowiązana, mogę chodzić codziennie, mogę przestać z dnia na dzień (no dobra, dobra, nie przestanę :). 
Dużym plusem jest to, że klub znajduje się w centrum handlowym, więc zawsze po drodze mogę załatwić zakupy spożywcze, czy kupić wodę na zajęcia, właśnie...!


Co zabrać ze sobą na siłownię/fitness?
  1. Odpowiedni strój + wygodne butyNie muszą to być firmówki z pierwszych stron gazet, po prostu ubranie, w którym będzie nam wygodnie ćwiczyć, bez zmartwienia, że widać nam pół tyłka czy za chwilę wyskoczą nam cycki :D U mnie są to leginsy, dopasowany (ale też bez przesady) t-shirt i buty z Pumy (są po prostu bardzo wygodne i co ważne, nie ślizgają się). 

    Swoją drogą, nie wiem czy wiecie, ale w SH można znaleźć świetne oryginalne ciuchy, ja upolowałam leginsy z Nike z 8 zeta i mnóstwo firmowych bluzek ;) Wcale nie musimy wydawać na ubranie fortuny.
  2. WODĘ. Element obowiązkowy. Niektórzy przychodzą/kupują na miejscu napoje izotoniczne, ja jednak jestem zwolenniczką wody, za smakiem tego typu napojów po prostu nie przepadam ;) Ile? To już zależne od Was, niektórym starsza 0,5l butelka, dla mnie 1l to minimum.
  3.  Ręcznik. Ja biorę dwa, jeżeli korzystam z prysznica. Drugiego używam przy ćwiczeniach - kładę na matę, wycieram nim twarz.
  4. Kosmetyki + szczotka do włosów. Żel pod prysznic, antyperspirant, żel czy krem do twarzy, w zależności co uznacie za niezbędne
  5. Klapki. Jeżeli chcemy korzystać z prysznica.
  6. Sportowy top. Nie jest to "must have", ale mi zdecydowanie wygodniej ćwiczy się w tego typu bieliźnie, niż zwykłym staniku. Ja zabieram też skarpetki na zmianę.
  7. Słuchawki. Również nie jest to konieczne, u mnie w klubie jest muzyka, ale zdecydowanie wolę swoją playlistę, gdy ćwiczę na bieżni.
  8. Gumka do włosów, spinki, czy opaska. Nic bardziej nie rozprasza, od włosów wpadających do oczu :)


Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu będzie odpowiadać taka forma wysiłku fizycznego. Są osoby, które po prostu wolą ćwiczyć w domu i całkowicie je rozumiem :) Mimo wszystko nie obawiajcie się klubów fitness, siłowni - wbrew pozorom wcale nie ma tam ludzi, którzy wytykają Cię palcem, bo masz parę kilo na plusie, czy nie umiesz wykonać jakiegoś ćwiczenia - nawet inni "klubowicze" są bardzo pomocni, nie mówiąc już o trenerach.
Gorąco zachęcam, ja jestem naprawdę bardzo zadowolona!
Czuję, że nie marnuję czasu, że robię coś dla siebie, co poprawia mi nastrój i wygląd! ;)

Trzymajcie się ciepło i dajcie znać co myślicie o takim wysiłku :*
Wszystkie obrazki pochodzą z weheartit.com

26 komentarzy:

  1. Ja jeszcze nie korzystam z żadnych klubów fitness :) Ćwiczyłam kiedys w domu z Mel B i Tiffany :)

    Zapraszam do wspólnej obserwacji,
    rzetelne-recenzje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę tym, którzy potrafią się odstresować ćwiczeniami czy coś w tym stylu, ja ćwiczę prawie codziennie "dywanówki" w domu, ale nadal nie czuję tego, że to jakoś fajnie wpływa na nastrój czy coś, po prostu chcę zgubić parę centymetrów i to moja motywacja

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię cwiczyć, ale zdecydowanie wolę w domowym zaciszu :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. ooooo serio? kurde to jeszcze blizej mnie niz do plazy:D bo tez wlasnie szukam czegos naprawde fajnegoa tak opisalas to miejsce ze az naprawde chce sie tam isc ;DDD cenowo jak L:D?

    OdpowiedzUsuń
  5. Kusi mnie zapisanie na siłownie- przydałoby mi się, ale chyba się właśnie boję.. I nie bardzo wiem nawet czego :P
    Przeczytałam komentarze wyżej, mieszkasz może w Poznaniu? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super motywujący wpis, ja też się wkręciłam i mam super motywację i chęć do ćwiczeń, nastrój inny, kondycja lepsza same plusy

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny post :) Strój sportowy mam, siłownię praktycznie pod nosem, ale co z tego jak chęci brak- chciałabym to zmienić, może to będzie moje postanowienie noworoczne :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś miałam ogromny zapał do ćwiczeń - teraz nie mam ani zapału ani czasu...

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi w sumie chyba by się nie chciało chodzić na takie zajęcia:P Jeśli już to wolałabym poćwiczyć w domu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zastanawiam się nad siłownią,ale jakoś ciężko jest się przełamać. Wspaniały masz brzuch, gratuluje efektu :) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ćwiczenia to najlepszy sposób na poprawę nastroju, nabranie chęci do działania, wyładowanie negatywnych emocji.. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. mnie również ćwiczenia nie odstesowują więc także ci zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdy mieszkałam w Irlandii regularnie uczęszczałam na siłownie na Spin (zajęcia na rowerkach stacjonarnych) i bardzo sobie to chwaliłam motywator jaki daje trener na zajęciach moim zdaniem jest nie do zastąpienia w domu.
    Super blog!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny rzetelny wpis. Ja co jakiś czas zapisuję się na siłownię, ale mam też fazy, kiedy ćwiczę w domu :)
    Ostatnio jednak mam strasznie zaniżoną motywację do ćwiczeń, lepiej wychodzi mi przestrzeganie zdrowej diety. Grunt, że cokolwiek się udaje :P

    OdpowiedzUsuń
  15. no właśnie moja koleżanka tam chodzi muszę się jej dopytać co i jak :) bo nawet mniejw ięcej ogarniam gdzie to jest :) Na squasha chodzę do sportsparku i ta, też jest fajnie i przysotjni trenerzy hahaha ale to daleko jednak ;<

    OdpowiedzUsuń
  16. Moim zdaniem warto. Ja 3 razy w roku wykupuję sobie karnet miesięczny na siłownię i od razu lepiej się czuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Oczywiście mój zapał do ćwiczeń jest ogromny, jednak jak ma już do nich dojść to już jest troche słabiej :)
    Pozdrawiam cieplutko !!

    OdpowiedzUsuń
  18. oj ja już przestałam osttnio ćwiczyć:/rozleniwiłam się

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziękuję :* Chociaż widzę u siebie trochę do poprawy ;p A taki brzuch mi się marzy, ale jakoś brak mi samozaparcia do pracy nad nim;D

    OdpowiedzUsuń
  20. dawaj ze mną/z nami jak masz ochotę ! ;DDD bo ja rzadko kiedy potrafię się zgadać z moimi dziewczynami -.-, a jak już to jest nas 3, a idealnie jest jak jest 4, żeby dwie na kort ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  21. skad ja to znam :) super ze postanowilas dalej pisac :) pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...